Recenzja filmu

Krótka piłka (2001)
Brian Robbins
Keanu Reeves
Diane Lane

Z piekła do nieba, odcinek kolejny

Krótka piłka" po kolei odhacza wszystkie punkty z listy filmowych klisz, nie bawi się w żadne subtelności i cynicznie gra na emocjach. Jest jednak zrobiona na tyle dobrze, że naprawdę wiele można
Każdy z nas oglądał film tego typu. Mający problemy mężczyzna zostaje trenerem dziecięcej / młodzieżowej drużyny nie dlatego, że chce, a dlatego że musi. Żeby spłacić długi, uniknąć odsiadki, dostać wymarzony awans i tak dalej, i tak dalej. Na początku nie jest tym w ogóle zainteresowany, z czasem jednak poznaje coraz lepiej porozbijany zespół i ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu odkrywa, że zaczyna mu na nim zależeć. Tak samo jest w przypadku i tego filmu. "Krótka piłka" po kolei odhacza wszystkie punkty z listy filmowych klisz, nie bawi się w żadne subtelności i cynicznie gra na emocjach. Jest jednak zrobiona na tyle dobrze, że naprawdę wiele można jej wybaczyć.


Opowiadana historia w żaden sposób nie sili się nawet na oryginalność. Conor O'Neill (w tej roli Keanu Reeves) ma poważne problemy. Nie tylko jest uzależniony od hazardu (a konkretniej od obstawiania wydarzeń sportowych), ale też ma długi i to u dwóch bukmacherów jednocześnie. Ci chcą odzyskać swoje pieniądze, a nie należą do specjalnie przyjemnych typów. Bohater wpada więc na "genialny" pomysł – w celu spłacenia obu długów zamierza zadłużyć się po raz trzeci, chce bowiem zapożyczyć się u przyjaciela. Ten odmawia, jednak ma dla Conora propozycję nie do odrzucenia: będzie dostawał 500 dolarów tygodniowo w zamian za trenowanie drużyny bejsbolowej dzieciaków z chicagowskiego getta. Bohater nie ma wyjścia, więc niechętnie przystaje na propozycję.

Scenariusz napisał John Gatins (którego nazwisko możecie kojarzyć przede wszystkim ze dobrego "Lotu" z jeszcze lepszym Denzelem Washingtonem w roli głównej czy "Trenera", w którym Samuel L. Jackson wciela się w rolę Kena Cartera, trenera drużyny koszykarskiej z Richmond). W opowiedzianej przez niego w "Krótkiej piłce" historii nie ma nic nowego, ale oprócz obowiązkowej przemiany trenera i rozwoju drużyny autor próbuje również poruszyć ważne społecznie tematy – jak niebezpieczeństwa czyhające na młodych w gettach, kłopoty w szkołach czy brak perspektyw dla dzieciaków z tamtych okolic. Problemem jest natomiast to, że brak tutaj jakiejkolwiek subtelności i wszystko dostajemy podane czarno na białym, nieraz w sposób wręcz perfidnie grający na emocjach widza. Twórcy chcą zwrócić uwagę na problem wychowywania się młodych chłopaków bez ojców, gdzie matka często po prostu nie daje sobie rady z opieką nad dziećmi? W takim wypadku jeden z chłopaków z drużyny powie w trakcie lekcji, że czekająca na powrót ojca do domu bohaterka szkolnej lektury jest głupia i naiwna, bo wszyscy wiedzą, że w jego dzielnicy ojcowie nie wracają nigdy. Subtelność na poziomie ciosu w głowę kijem bejsbolowym, a bywa niestety jeszcze gorzej.


Jeżeli chodzi o warstwę aktorską, to Keanu Reeves wypada… No cóż, jak typowy Keanu Reeves. Momentami sztucznie (choć nominacja do Złotej Maliny to moim zdaniem spora przesada), ale też nie ma tragedii. No i nie oszukujmy się – do tego typu filmu to w zupełności wystarczy. Duże brawa należą się natomiast dzieciakom, stworzyły one bowiem galerię naprawdę ciekawych osobowości, każdego z nich coś indywidualnie wyróżnia, każdy ma jakąś historię. Dialogi oraz interakcje między nimi wypadają bardzo naturalnie i niejednokrotnie można się uśmiechnąć, więc pod tym kątem jest naprawdę dobrze (a G-Baby wymiata!). W tego typu filmie musi też oczywiście pojawić się kobieta, która wpłynie na życie bohatera, więc fajną kreację tworzy Diane Lane jako Elizabeth Wilkes, nauczycielka chłopaków. W porządku jest również John Hawkes jako Ticky, przyjaciel Conora ciągle namawiający go na kolejne zakłady.

Ogromną zaletą filmu jest ścieżka dźwiękowa. Licencjonowane hip-hopowe kawałki (między innymi DMX czy Notorious B.I.G.) nie tylko idealnie pasują do klimatu i miejsca, w którym rozgrywa się akcja filmu, ale też doskonale uzupełniają to, co widzimy na ekranie. Ponadto produkcja ma naprawdę fajny klimat. W scenach rozgrywających się w blokach getta czuć brud i czyhające tam zagrożenie, naprawdę dobrze wypadają też sceny treningowe, a zwłaszcza meczowe. Całość nie jest sterylna, to, co widzimy, wygląda realistycznie i naprawdę można poczuć atmosferę miejsc, w których rozgrywa się akcja. Pod kątem realizacyjnym wszystko jest tak, jak powinno. Mecze są odpowiednio dynamiczne (choć absolutnie nie oczekujcie jakiegoś wybitnego poziomu, nie jest to jednak kino sportowe), akcja toczy się szybko, a czas zwalnia wtedy, gdy powinien. W scenach niemeczowych też nie ma się do czego przyczepić.


Co jednak najważniejsze – pomimo wspomnianych wad scenariusza i masy klisz tej drużynie i temu trenerowi naprawdę łatwo kibicować. Widać i czuć, że to fajna i zgrana grupa, która po prostu zasługuje na chwilę radości i kolorytu w swoich ponurych, szarych życiach i chcemy, żeby w końcu im się udało. Zwycięstwa dają widzowi prawdziwą radość, a kolejne etapy przemiany trenera satysfakcję. Złośliwi co prawda powiedzą, że zastosowany przez reżysera i autora scenariusza emocjonalny szantaż działa i... No cóż, będą mieli trochę racji.

Koniec końców to po prostu niezły film. Warto jednak pamiętać, że nie jest to też dramat sportowy, a raczej typowe kino familijne ze sportem w tle. Nic ambitnego, ale mimo wymienionych wad film ma duszę i fajny klimat. Historia jest naprawdę ciepła i pozwala się uśmiechnąć, a to dla tego typu kina jest chyba najważniejsze. 6,5/10, z czego połówka za kapitalną ścieżkę dźwiękową.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones